niedziela, 14 kwietnia 2024

Rozdział 61 Pod bacznym wzrokiem

 


Ludomil był zburzony tą informacją. Człowiek ten był zburzony całą tą sytuacją. Nie wiedział co takiego odpowiedzieć swojej najdroższej przyjaciółce przy której czuł coraz większe uczucie. Gdy nadarzyła się ku temu okazja i sposobność poszedł do Luizy.

- Musimy porozmawiać w cztery oczy, to pilne. – powiedział szeptem

- Dobrze, gdzie proponujesz/? –zapytała zielarka miłości wytrzymałości.

- Najlepiej, abyśmy udali się do jakiejś gospody. Powiedz wszystkim, że musimy zrobić sobie przerwę.

- Wiesz że to nie jest dobre rozwiązanie zwłaszcza dla Edmunda.

- On i Alojzy będą pilnować naszych zielarek.

- I tak uważam, że to bardzo zły pomysł. Dlaczego nie możesz to teraz powiedzieć w czasie naszej wędrówki? Czy to coś związanego z miejscem ZEN?

-Nie, nic z tych rzeczy. Mogę tylko powiedzieć, że ma to związek z Amelią. Wyszły pewne sprawy o których musisz wiedzieć, jesteś dowódcą.

- Dobrze, tak zróbmy. Widzę, że to jakaś poważna sprawa.

- Owszem bardzo poważna i delikatna.

Luiza kiwnęła głowo twierdząco, po czym przystanęła na środku i rzekła do zebranych:

- Moi drodzy musimy odpocząć i zebrać nasze siły na dalszą drogę. Muszę z Ludomilem obgadać sprawę innej misji. Miejsca znacznie nowego, którego musimy odnaleźć, ale oczywiście jak zbierzemy wszystkich do armii. O szczegółach dowiecie się znacznie później. Ta gospoda nie cieszy się z dużej renomy i jest niebezpieczna. Toteż Edmund i Alojzy zajmą się szczególna ochrona wobec zielarki Amelii i zielarki Diany. Nie wychodźcie nigdzie i absolutnie się nie rozłączajcie. Za niedługo pójdziemy dalej i żadnych postojów nie przewiduje robić. W drodze powrotnej narzucimy większe tempo.

- Dlaczego mamy robić teraz postój jak jesteśmy blisko? Nie możecie o tym porozmawiać jak będziemy na miejscu?- zapytał zdumiony zielarz sprawiedliwości.

- Odpowiem Ci na to pytanie zielarzu, nie będzie na to czasu.

- W końcu jakaś dobra wiadomość! – ucieszył się Edmund.

- Zielarzu wiary, pamiętaj, jak zobaczę Ciebie z kuflem piwa albo gdy poczuje woń alkoholu zostawię Ciebie tutaj. Twoja misja zostanie zakończona.

- To jego nie przekona. Będę mieć jego na oku. – odpowiedział Alojzy.

- Dziękuje, jesteście bardzo ważni i cieszę się ze jesteśmy wszyscy razem. Więcej działamy razem niż osobno.

- Takie puenty to dajemy zawsze na zakończenie pewnego rozdziału. – odparł zaczepnie Alojzy.

Luiza nic na to nie odpowiedziała, szła z przodem kierując wszystkich na zasłużony odpoczynek. Jednakże ostrzegła jeszcze, aby w środku rozmawiali szeptem i żeby nie rozpoczynali żadnych awantur. Gdy weszli do gospody, która zwała się „Pod czarnym okiem” każdy z nim poczuł, że są obserwowani. Luiza poczuła się niepewnie, czuła się coś złego ich spotka. Oznajmiła Ludomilowi, aby wybrali dogodne miejsce i pomówili o sprawie. Gdy się rozsiedli się małym kącie. Dziewczyna nie zauważyła, że naprzeciwko nich jakaś grupa nieznajomych ich osób bacznie ich obserwuje i rozmawiali miedzy sobą. Ludomil przerwał tą narastająca, niepotrzebną cisze:

- Jak wiesz rozmawiałem z Amelią o jej życiu wcześniejszym. Nie chciała mi na początku nic wyjawić jednak zdobyłem jej zaufanie i w końcu mi o tym opowiedziała.

- Do rzeczy Ludomilu- powiedziała nerwowo Luiza

- Na początku powiem, że Amelia nie miała łatwego dzieciństwa. W przytułku dzieci były zdane tylko na same siebie. Byli co prawda opiekunowie, ale oni nie zdali egzaminu. Nie zajmowali się nimi jak należy, nie było na to czasu, nie chcieli okazywać im miłości by ich do siebie nie przyzwyczaić. Amelia nasza zielarka nadziei nie traciła dobrego nastawienia na lepsze jutro. Jednak wszystko się zmieniło, jak w przytułku zostali przyjęci bracia. Na początku dokuczali wszystkim, szczególności dziewczynom. Po pewnym czasie posuwali się coraz dalej. Oni skrzywdzili Amelię. Te pamiątki, które widzieliśmy to była błahostka.  Rozpoczęli bardzo brutalna grę, otóż jeden wiązał dziewczynę, a drugi molestował; później zmieniali swoje rolę. Nie wiem czy jeszcze doszło do jeszcze poważnych incydentów, ale to samo w sobie  mówi, że oni nie mają dobrych intencji, po wskok rość są  napełnieni złem. – przerwał nagle Ludomil zaciskając mocno swoją prawą dłoń.

- Czy Ty myślisz, że nie wiedziałam iż Amelia skrywa pewne nieprzyjemne wspomnienia i sekrety?  Myślisz, że nie weszłam w jej umysł? Zielarka nadziei sprytnie przy Tobie to blokowała bo bała się jak spojrzysz na nią, jednak straciła kontrolę i wtedy wszystko ujrzałam. Pamiętaj nauczycielu zielarzy, że ja wszystkich sprawdzam dokładnie. Co prawda miałam problemy przy Alojzym bo on się wzbraniał. Któregoś dnia ustąpił, ale tylko wtedy gdy został brutalnie skrzywdzony przez swojego brata. Był emocjonalnie rozdarty, utracił swojego ukochanego ojca. Niektórzy zielarze są kruchsi, a niektórzy mają w sobie tą siłę. Edmund jak sam doskonale widzisz też nie jest bez skazy. Popadł alkoholizm, długi, a nawet bijatyki. Jednak w jego umyśle zobaczyłam, że wierzy w lepsze jutro, ale też pamiętajmy, że potrzebuje wsparcia, pomocy w nas. Przykro mi Ludomirze, nie mogę zrezygnować Marka i Franka. Jesteśmy tak blisko celu, musimy stworzyć silne dowództwo, zacząć trenować , ćwiczyć. Jesteśmy w daleko w tyle. Mamy przegrać z powodu tych wspomnień. Nie wiemy co tam się wydarzyło. Nie wiemy czy mieli takie zamiary, czy ktoś nimi kierował. A może Amelia zmyśliła to wszystko, stworzyła w wyobraźni przykre wspomnienia i nie chce ich naszej Armii. Bo oni zostali zaadoptowani, a ona została z takich powodów, że była tylko dziewczynką?

-Jak możesz mówisz że kłamie?!

- Ciszej Ludomirze, nie jesteśmy tutaj sami. – Luiza ustawiła do pionu Ludomila- Wiem, że są wewnętrzne problemy w grupie, ale wszystko się wyjaśni jak będziemy razem. Powtórzę jeszcze raz nie wycofam się.

- A jeśli Amelia nie była tylko jedną ofiarą? Może było ich więcej.

-To nie miejsce i czas, aby rozwiązywać takie problemy. Mamy jeszcze odnaleźć Kate, mam nadzieje, że o tym nie zapomniałeś.

Nagle Liza dostrzegła pewien ruch naprzeciwko. Dostrzegła kątem oka w podwiniętym rękawie nieznanego przybysza znak. Rozpoznała go doskonale. To był znak zielarzy złych, to byli szpiedzy.  

- Ludomil spokojnie, zachowuj pozory. Tutaj są szpiedzy Bezimiennego. Nie jesteśmy teraz bezpieczni.

- Co teraz poczniemy?

 

 

 

- Czemu błąkasz się po mojej pracowni Ericu, czego szukasz?

- Chce zrozumieć – odpowiedział Eric

- Co takiego? – odpowiedziała dziewczyna dodając niewielką ilość Tojadu do mikstury  silnie trującej.

- Czemu tworzysz broń rażącego zabijania, czy do tego jesteś stworzona?

- Jak wiesz doskonale byłam dzieckiem szczególnie uzdolnionym i miałam zadziwiające zdolności. – powiedziała spokojnie Mina, podchodząc po kolejną roślinę.

- I to czyni Ciebie mordercą?

- Jak możesz tak mówić. Wiesz, że wojna zbliża się wielkimi krokami. Nie będę stała bezczynie i patrzyła jak wszystko to runie. Mam teraz chęć i odwagę by stawić temu czoła. Uzbroję naszą armię, a reszta Luiza się zajmie. Ty tez mógłbyś pomóc.

- Jak miałbym to zrobić? –powiedział zakłopotany Eric, patrząc na otwarte księgi z rysunkami broni oraz skarbu alchemicznego.

- Najpierw zacznij od tego, abyś mi nie grzebał moich osobistych rzeczach bez pozwolenia.

- Ale..ale… Czemu jesteś taka nieufna do mnie? – odzyskał mowę chłopak.

- Powód jest jeden Twoje pochodzenie i rodowód mówi, że nie jesteś taki czysty. – odpowiedziała dziewczyna.

- Czy to moja wina. Nie odpowiada za grzechy mojego ojca.

- Tak, faktycznie nie odpowiadasz. Twój ojciec porwał mojego ojca, przytrzymywał go, pozbawił go rozumu. Teraz nie powróci do rzeczywistości, nie będzie tak jak przedtem. To wina Twojego ojca.

- Nie znam go i nie chce. Jestem tak samo zły na niego jak Ty. Zniszczył moją matkę Susan. Też ją więził, miał ją pod swoją własną kontrolą. Zabrał bardzo wiele.

- I co zrobisz z tym?

- Stoczę z nim walkę, osobistą. Czy to sprawia, że jestem złym człowiekiem? Czy przez to stracę Luizę? Czy staniemy się gorsi i będziemy na jego poziomie?

Mina nie odpowiedziała na to ani słowa, zajęła się własną miksturą. Zrobi wiele tysięcy strzałów.


czwartek, 4 kwietnia 2024

Rozdział 60 Utrata


 

 

 

Jednak nie wszystko szło zgodnie z planem tak jak myślał Bezimienny. Trzymał swoje dziecko w ramionach i wtedy poczuł głęboką więź ze swoją pociechą. Po kilkunastu minutach stan Oktavii znacznie się poprawił, była stabilna choć osłabiona. Straciła mnóstwo krwi. I teraz zostało tylko jej odpoczywać i nabierać siły. To znacznie komplikuje sprawę młodsi adepci wiele nauczyli się od zielarki przebiegłości. Teraz nie zostało im nic jak wyłącznie uczestniczyć na zajęciach u Sytra.

Wódz prawie wychodził z pomieszczenia, gdy usłyszał szept od zielarki:

- Nie zabijaj jej, proszę.

- Bądź o to spokojna, nie zrobię jej krzywdy i nikt inny też.

- Jak ją nazwiemy? – zapytała wzruszona Oktavia.

- Urodziła się w mękach więc będzie miała na imię Meka.

- Dobrze, dasz mi ją ?

- Nie! Ty masz odpoczywać, zajmij się sobą i wróć do swojej pozycji i w pracy. Dziecko jest pod moją ochroną.

- Ale.. ale.. ona mnie potrzebuje.

- Inne sprawy załatwią inne zielarki, nie obdarzysz ją bezgraniczną miłością.

- Nosiłam ją pod sercem, Władco.

- I to wystarczy! – odrzekł gniewnie Bezimienny, zatrzaskując gwałtownie drzwi.

Zielarka opadła głowę o poduszkę, po policzkach spływy jej gęste, gorzkie łzy, nie powstrzymywała ich. Był wyczerpana fizycznie i psychicznie. Najbardziej ubolewała nad stratą swojej córki i to że nie będzie tak blisko niej. Poniosła okropną stratę. Utraciła piękno macierzyństwa, wyjątkowego kontaktu z dzieckiem. Utraciła z Meką niepowtarzalną nić porozumienia. Nie mogła teraz wstać lekarz i Begam jej zabronili. Musi odpoczywać oraz nabierać siły do ponownej konfrontacji z Wodzem. Nie pozwoli tak sobie odebrać sobie dziecka. Pierwsze miesiące dziewczynki są najważniejsze i potrzebna jej matka.

- Nie bądź nieposłuszna Oktavio – odezwała się ironicznie Opira.

- Ty nie będziesz mi dyktowała warunków, dobrze wiem co robiłaś za plecami. –odpowiedziała gniewnie Oktavia.

- Co takiego słyszałaś? – zapytała miękko dziewczyna i podeszła do okna.

- Próbujesz dorwać się do władzy, wykorzystując każde możliwe sposoby. Chcesz zbałamucić Bezimiennego.

- Ty coś więcej wiesz na ten temat. Przecież dałaś mu potomka. Nawet tego nie umiałaś dokonać, wszak urodziłaś dziewczynkę. Dobrze, że Wódz ją oszczędził, bo już słyszałam wózek Opiry i później jej gniew.

- Zamilcz podła żmijo! Chcesz odebrać mi wszystko.

- Ja? Ależ skąd. Nasz Pan mnie nie interesuje, choć może jak urodzę mu syna to może inaczej na wszystko spojrzy.

- Jak śmiesz?!

- Ty tego już nie uczynisz. Słyszałam jak lekarz powiadomił Wodza, że to była Twoja ostatnia szansa, więcej dzieci nie będziesz mieć. Może lepiej było z godnością umrzeć.

Oktavia się skruszyła sobie, kurczowo zacisnęła palce na posłaniu, starając się powstrzymać głęboki szloch, aby nie dać satysfakcji swojej rywalce.

- Teraz już doskonale zdajesz sobie sprawę, że może nasz czcigodny Wódz spojrzy na ten przybytek i zacznie szukać kobiety, która sprosta jego oczekiwaniom. Wtedy wyjdę naprzeciw, poświęcę się.

- Nie bądź śmieszna Opiro, wszyscy doskonale wiemy jak lubujesz się władzy i chcesz przejąć stery. Ciąża zmniejszy twoje szanse i przygotowania. Co mi powiesz o tych skarbach alchemicznych, które tak ciebie zachłannie interesują.- zapytała sprytnie zielarka przebiegłości.

- Skąd o tym wiesz? Czy ten łajdak Sytr się wygadał?!- zapytała zdumiona zielarka upioru.

- Nie jesteś tak przebiegła jak myślałam. Jesteś tylko marnym pionkiem. Pokazałaś teraz, że jest coś na rzeczy, a ja uwierz mi połączę wszystkie kropki i marny będzie twój żywot. Prędzej czy później padniesz na samo dno.

- Płacz sobie dziecinko nad swoją utratą. Masz całkowitą racje z jednym nie zamierzam tracić czas na ciąże i zmieniać moje ciało. Za to stanę się idealną opiekunką, powierniczką, matką Twojej małej Miny.

- Nigdy na to nie pozwolę!

- To nasz Pan zdecyduje, wie doskonale, że Tobą się zajmowałam w okresie ciąży. Dbałam, pielęgnowałam, troszczyłam się. Zaufa mi bo na pewno tego chce.

- Nigdy na to nie pozwolę!- powtórzyła nerwowo Oktavia.

- Mów tak do siebie i tak nic nie wskórasz. – odezwała się Opira, podeszła do drzwi, zatrzymała się jeszcze chwile, spojrzała na zielarkę i jeszcze dopowiedziała: - Piękną masz tą córkę, całkowicie podobna do ojca.  I jeszcze powiem Ci sekrecie. Bezimienny świetnie całuje.

Po czym wyszła zostawiając zdruzgotana zielarkę przebiegłości samą. Opira zaczęła szlochać do poduszki resztkami swoich sił. „Jak mam wrócić do normalności? Jak?”

 

 

 

-Czy Ty Alojzy, wiesz gdzie mamy iść? Czy zgubiłeś kierunek? Co bym się wcale nie dziwił. - powiedział Edmund, który był zadowolony ze swojej zaczepki.

- Wiem gdzie jesteśmy. Nazajutrz będziemy na miejscu. – odpowiedział podirytowany Alojzy.

 - Tak, tak.. tak mówiłeś w wczoraj.

- Chyba w Twojej głowie. Jakbyś nie zajrzał do gospody pod Małą Rzeczką to byśmy już dawno byli.

- Wielmożny Panie zielarzu spragniony byłem od tej tułaczki. Wszak już blisko trzy miesięcy jak idziem. Wędrówka trudna, ja nie przyzwyczajony do takich znojów podróży.

- Ty? Nie przyczajony? – rzekł kpiący zielarz sprawiedliwości – Twoja cale życie to marna tułaczka.

- Cichaj chłopy- powiedział krótko Ludomil.- Wasze docinki choć ciekawe i interesujące teraz mnie nie krzepią.

-  Oj starszy Panie, kto się czubi ten się lubi.- rzekł zielarz wiary.  

- Wypraszam sobie starszy Panie –  powiedział Ludomil.

- Nie dąsaj się Panie to z szacunku, a jakże…-  przerwał zdanie Edmund bo na horyzoncie dojrzał kolejne gospodę. Spojrzał wtedy niechętnie na Alojzego, ale widząc jego srogie spojrzenie odrzucił swoje marzenie, aby podać się zbawiennego trunku.

Ludomil z Amelią rozmawiali ze sobą:

- Jestem aż taki stary? Powiedz mi tak szczerze zielarko nadziei.

- Dla mnie nie jesteś stary. Jesteś uroczym, dojrzałym i mądrym mężczyzną. Nie słuchaj gadaniny Edmunda, nie wie co gada bo utracił swoje smaki.

- Dziękuje Ci za te słowa. Nurtuje mnie jedno pytanie.

- Jakie? – zapytała niespokojnie dziewczyna.

- Odkąd, gdy odkryliśmy gdzie mieszkają bliźniacy stałaś się bardzo niespokojna, nerwowa. Nie wspominasz o nich nic. Mimo, że jakiś czas mieszkaliście wspólnie razem.

-Wydaje Ci się mój nauczycielu.

-Nie, stwarzasz jakąś dziwną aurę. Możesz mi wszystko powiedzieć, jestem po Twojej stronie i bardzo mi zależy na Tobie.

-Spojrzysz na mnie inaczej. – odparła cicho zielarka.

- Stanę za Tobą murem, jeśli to coś złego to przepraszam, że o to wypytuje.

- Dobrze powiem Ci, prędzej czy później wszystko się wyda.- zrobiła krótką przerwę Amelia i zaczęła kontynuować.- Te pamiątki co je znaleźliśmy to tylko symbole, ich trofeum. Ja przez nich utraciłam coś znacznie gorszego…

czwartek, 21 marca 2024

Rozdział 59 Zaczątek

                                   

 

 

    

Oktavia krzyczała tak głośno, że jej jęki słyszeli wszyscy w każdym zakątku siedziby. Wszyscy się wzdrygali i byli podekscytowani bo już nadeszła pora by powitać pierwszego dziedzica całego majątku oraz przedsięwzięcia. Wraz z Oktavią była Begam, Opira nawet zjawił się sam zainteresowany- ojciec w sali przystosowanej do przyjęcia nowo narodzonego dziecka. Kobiety jednak wyrzuciły go z pomieszczenia bo zaczął przeszkadzać i dyktować każdemu warunki, a nawet przysuwał się do straszenia. Zachęcały zielarkę przebiegłości do częstego parcia, razem z nią oddychały i uspakajały ją. Jednak poród  trwał znacznie dłużej niż podejrzewały. Każda z nich obawiała się, że pojawiają się komplikacje lecz żadna o tym głośno nie powiedziała. Doradziły się wraz z Bezimiennym, aby wezwać słynnego lekarza do takich przypadków. Władca szybko polecił Sytrowi tą misję. A on oka mgnieniu wyruszył. Nie wiadomo jak to zielarz trenerów uczynił, gdyż po niespełna godzinie pojawił się wraz z doktorem. Ten jednak szybkim krokiem przymierzył wąskie korytarze i udał się do sali, której mu uprzednio pokazali. Znalazł się w ciemnym purpurowym, małym pomieszczeniu. Wszędzie były zapalone świece, aż dym unosił się w powietrzu, gryząc lekarza po nozdrzach i gardle.

-Zgaście te kopcące świece!- upomniał wszystkie kobiety- I na miłość właściwości zielarskich otwórzcie okna, dajcie więcej tutaj światła.

Kobiety uczyniły co rozkazał ceniony doktor.

-Szybciutko podać mi wodę, dużo ręczników. A ja tutaj mam odpowiednie sprzęty. Zrobić mi miejsce i nie przeszkadzać.

Lekarz sprawdził, że malec źle główkę ustawił. Wziął się do pracy i swoją zręcznością zmienił ostrożnie ułożenie.

-Teraz spokojnie możesz razem ze mną przeć.

Oktavia tak uczyniła i po paru minutach pojawiło się dziecko. Lekarz sprawdził dokładnie stan narodzonego potomka Bezimiennego. Po oględzinach podał dzieciątko matce, a następnie samemu Władcowi.

-Gratulacje Panie. Oto Wasza córeczka. Bardzo ruchliwa i silna.

Beziminnego, aż zamroziło. Wziął dziecko, popatrzył złością na Oktavie, a następnie na dziewczynkę. Byłą taka bezbronna, miała zamknięte oczy i zrobiła delikatny „dziubek” prosząc o pokarm. Po niecałej minucie otworzyła swoje przymknięte oczy. Wtedy Władca zauważył, że oczy ma po nim. Całe czarne jak noc, poczuł wtedy wielką euforie oraz dumę. Gdy tak się trochę rozczulił nad maleństwem Oktavia coraz gorzej się poczuła. Lekarz i Begam zaczęli ją ratować. Bezimienny to spostrzegł i głośno krzyknął:

-Macie ją uratować! Ona jest potrzebna naszemu dziecku, dziedziczce wszystkiego!!!

Wtedy mała wybuchła wielkim krzykiem i płaczem. Wielki Pan zaczął uspakajać małą patrząc złoto wrogo na całą akcje ratunkową.

Luiza z towarzyszami podróży miała nie lada wyzwanie. Mieli bardzo dużą odległość do pokonania. Najpierw wzięli osły, potem Ryski, następnie konny zaprzęg. Gdy droga nie pozwala zwierzętom podróżować, musieli udać się na pieszo. Dokonali bardzo dużo wysiłku przy stromej ścianie, aby się wspiąć. Musieli sobie pomagać i dogadywać się ze sobą. Nie było to łatwe każdy z nich miał całkiem odmienne charaktery. Diana była zamknięta sobie, niewiele mówiła, ale służyła pomocą. Amelia natomiast była duszą towarzystwa, jednak u niej był jakiś sekret. Dużo rozmawiała z Ludomilem, znaleźli wspólny język. Tak jak i on uwielbia podróże po nieznanych lądach. Alojzy natomiast się czepiał i sprawiał wrażenie niezadowolonego. Po miesiącu spotkali kolejnego zielarza, który wszedł do nich w szeregi był to Edmund- zielarz wiary. Nie miał nikogo, był zdany tylko na samego siebie, był włóczęgą. Pojawiał się tam gdzie znalazłby strawę i ciepły kąt. By mieć co zjeść pracował wszędzie i znał się na każdym rzemiośle - pracował jako kowal, rzemieślnik, rzeźnik, na roli. Imał się każdej pracy lecz nigdy nie zabawiał za długo. Gdy pojawiał się pieniądz to wtedy nie przepuścił, aby cenionego alkoholu się nie napić. Przecież mu się należało, harował jak wół. I tak się zataczał, błędne koło dalej trwało. Wtedy przerwała je Luiza. Wyciągnęła go z tego rytmu. Weszła w jego umysł tak jak kiedyś czynił Ludomil jak ją uczył moc blokowania. Zobaczyła jego nędze, rozpacz po utracie sławy, majątku, kobiety. A wszystko to przez zawiść ludzką, ciągłą gonitwę za uwielbieniem i sławą. Upłynęło wiele czasu zanim Edmund zrozumiał jak się zatacza i co robi ze swoim kruchym życiem. Nagle poczuł również, że nie jest sam, że ma towarzyszy, którzy go wspierają i otaczają troską. Oni jednak nie dawali mu żadnych pieniędzy bo wiedzieli jak to się skończy. Razem jedli i stali się taka mała rodziną. Gdy się zbliżali do celu ich wędrówki Amelia zaczęła być coraz bardziej nerwowa i skrepowana. Alojzy był zaciekawiony wielce jej zmianami nastroju. Spostrzegł, gdy tylko pytał o dorastanie w takim przytułku ucinała temat albo szukała Ludomila wzrokiem. Nie lubiła tych pytań ogólnie bała się ich. Gdy tylko stanęła na nogi, zaczęła żyć na swój własny kredyt postanowiła, że zapomni o mrocznej stronie tego miejsca. Zapomni o tych duchach przeszłości, które co noc je nękały. W dzień było łatwiej, była zajęta innych pracami, zajęciami, nie dawała sobie czasu na żadne przemyślenia nawet takie, które wiązały się z przyszłości. Jednak wszystko do momentu jak poczuła wyzwanie i dreszczyk emocji. Pytania o braciach, które zielarka miłości i wytrzymałości jej zadała, wybiły je z tropu. Nie rozumiała dlaczego Mark i Frank są tacy ważni w tej misji i to akurat kiedy ona też w tym ma uczestniczyć. Odganiała ty myśli, popatrzyła na swój zielonkawy, rażący znak byli blisko, czuła to. Gdy przeszli jeszcze kilometr ukazał się im opuszczony, nędzny piętrowy przytułek. Niektóre deski były spleśniałe, stare. Budynek miał ubytki, było cicho za cicho.

Tu tętniło życie- pomyślała Amelia i poczuła dziwne kłucie w sercu na sama myśl.

-Chodźmy- odezwała się Luiza- może wspólnie razem znajdziemy jakieś dokumenty, cokolwiek. Ważna kwestia idziemy dwójkami: Ludomil z Amelią, Edmund z Alojzym, Diana oczywiście ze mną. Nie rozdzielamy się. Zbiórka tutaj na tym placu za 3 godziny. Jak ktoś coś znajdzie to będzie gwizdał pieśń o zielarskiej roślinie.

Wszyscy zebrani przytaknęli głowami, wszyscy weszli do budynku. Każdy zapalił świece:

- Jeszcze jedno, uważajcie na siebie. Ten dom jest stary i widać ze jest rozsypce. Każdy krok ma być delikatny oraz ostrożny. – powiedziała twardo Luiza, zabierając Dianę za ramie i kierując po dużej kuchni jadalni.

- Amelia nie pamiętasz może, gdzie był gabinet dyrektorki.- zapytał szeptem Ludomil.

- Na górze, po lewej stronie, pierwsze drzwi.

-To chodźmy tam.

Natomiast Alojzy i Edmundem patrzyli rozczarowani nad widokiem wnętrza tego budynku. W końcu się ruszyli i udali się na mała salkę nauki, zabawy. Zielarz wiary szukał czy w katach, różnych zakamarkach nie ma złota, kosztowności.

- Edmund, jesteś najgorszym zielarzem jakiego znam- powiedział otwarcie Alojzy. – Szukasz okazji, aby znaleźć jakieś grosze i wszystko przepić. Nie widzisz tego, co tutaj dzieci miały. Zero domu, kochających rodziców, zdane tylko na same siebie.

- Co Ty gadasz zielarzu sprawiedliwości, nie znasz nędzy i głodu. Ja coś na ten temat wiem, każdy dzień trzeba kombinować, aby przetrwać. Szukaj tych papierów, ja tutaj mam swoją robotę. I ani mi się waż mnie pouczać.

- Ty nie gadasz jak rozsądny zielarz, głód alkoholowy Ci doskwiera- rzekł Alojzy i machną na tą ręką.

Amelia wraz z Ludomilem przeszukała cały gabinet lecz nic nie znalazła. Tylko to, że ten dom zbankrutował. Źle inwestowano, zaległy się długi. Nie było jak wszystko spłacić. Dyrektorka uciekła, a co się stało reszta dzieci tego w dokumentach nic nie było.

- Amelia, powiedz mi w jakim pomieszczeniu spali Mark i Frank.

- Wszyscy chłopcy spali u góry po prawej stronie, dziewczynki z lewej dalej od biura dyrektorki.

Ludomila kręciło, aby zobaczyć miejsce, gdzie wychowywała i więcej czasu spędzała Amelia, ale wiedział, że czas nagli, minęło półtorej godziny i nikt nic nie znalazł. Udali się tam. Zielarka nadziei szukała posłania chłopaków, aż końcu znalazła był przy samym oknie po prawej stronie. Ludomil przeczesał stare, skrzypiące materace, ale nic nie dostrzegł. Tylko kurz był coraz większy, aż sie zakrztusili w tym odorem. Nagle na podłodze Ludomil zauważył nierówność w deskach szybko zerwał. Odkryli nienaruszonym stanie bordowe pudełko. Otworzyli je bez żadnego problemu. W środku były pamiątki chłopców: ich wspólne zdjęcie, kępki włosów, zielony łańcuszek oraz list:

Droga Amelio,

Mamy nadzieje, że znajdziesz nasza kryjówkę. Oto Twoje rzeczy, które Ci w zabawie zabraliśmy. Spójrz jacy my jesteśmy hojni i wspaniałomyślni. Jak wiesz, wybrali nas. Będziemy mieć rodzinę, bardzo znaną. Wyznamy Ci sekret: Nazywają się Lergonowie. No cóż może innym razem Ci się uda, wszak nie jesteś chłopcem.

Bywaj zatem

Mark i Frank

 

- Cali oni – odparła krótko Amelia, zabierając pudełko z tymi małymi skarbami.

Ludomil zwołał pozostałych i oznajmił co znaleźli.

-To już coś – rzekła Luiza, która była w cała kurzu i oblana potem.

- Coś mi świta te nazwisko- odparł Alojzy. Poczekał chwilę i oznajmił:

-Wiem, gdzie mają rezydencje.

- A więc prowadź zielarzu sprawiedliwości – odparł kpiąco Edmund, chowając do kieszeni kilka miedziaków.